środa, 4 lutego 2009

Pajęczyny nieba




cieszyć się czy płakać
powiedz sam - z wysoka lepiej widać
serce podzielić
pozostanie żal

jestem jak jamochłon - nasiąkłam ostatecznie
od wczoraj nowe życie ani jednej skargi
choćby całe morze przepłynęło

wyglądam za wiosną
miłość jak drzewo rośnie - na ruinie zielenieje

nie ma dzikich róż bez kolców
nieistotne w jakim ułożysz wazonie
ważne by nie był pęknięty

Niepewna i zamazana

Kto odpowiada za moje sny
deszcz słyszę
ty

miasta się walą
statki toną
ptak gubi piórko

kto pamięta
że Noe wysłał najpierw kruka

Niebo dźwiga ciężkie brzemię
fale są rzeczywiste
nie wiem czy to początek
czy ostatnie stadium

małe robaczki niczym sekundniki
akompaniament
zegar tyka poważnie

Nocne pisanie

Czy jest na świecie ktoś nie skrzywdzony
bezmiaru szczęśliwy - chyba nie

Nie można zdusić strachu tupiąc nogami
kolana drżą głos się łamie
rozgoryczenie wisi w powietrzu
coraz szerzej rozpościerając skrzydła

Zimny deszcz wzdycha jednostajnym pluskiem
zlewa się z tykaniem zegara
wszystko wokół niepotrzebne zmartwiałe

Gorzkie myśli pełzną jak skłębione chmury
kładą się ciężarem na sercu
płaczesz bezdźwięcznie słabnąc od łez

Mówisz
trafi się szczęście nie odmówię ale błagać nie będę
modlitwy zabiera zimny wiatr
tyle ludzi na świecie a każdy jęczy inaczej

Nie wiem


Wciąż szukam. Zajmują mnie sprawy
ważne i drugorzędne.
Śmieje się ze mnie poduszka,
gdy poprawiam ją pod twoją głową.

Całuję chleb podniesiony z ziemi,
krzyczę na usychające drzewa.
Skostniały świat zostawia ślady
na moim ciele.

Boli każdy ruch, każda myśl.
Tolerują mnie tylko ściany.
Ubieram się w zalecany spokój
i szorstką powagę.

Nie potrafię się żalić.
Zrozumiesz,
nim przestanę istnieć?

Nie przypadkiem

Dziś jeszcze czuję
szum tamtych fal
i spojrzenia niewinne
spalone ciało
dotyk rąk
to tak dziecinnie proste

Lekko przez palce przesypuję
wspomnienia bliższe i dalsze
o tamtej plaży
i brzegu

Słońce tak mocno świeci

Patrzę w twe oczy zakurzone
pajęczą siecią spowite
szukam zaklęcia
by na nowo
móc odnaleźć
w nich życie

Po śladach

Ostre kamienie pod stopami
i piasek w oczach
czujesz

To nie morze jest winne
widocznie tak ma być

W zmarszczonym zwierciadle
sam na sam

Może ból ten fala zabierze
tak trudno iść pod wiatr

ile razy zapłaczesz

osuszy łzy

Bywa i Tak


Na brzegu zamyślony ślimak
waha się między wodą a lądem
milczę
myśli fala kołysze
chmury wiedzą co chcę powiedzieć

W oddali ślepe głosy wiatru
sieci schną na węgorze
mewy krzykiem radość przynoszą
za plecami drzewa w zimowej szacie

Istnieje morski brzeg
w każdej duszy
morze upachnione miriadami
pęka powoli pławi się nie tonie
nieokreślony stan zgryzoty


Serce i ręka
każde sobie pisze na piasku

Pogubione światy



Czasem zapuszczam się aż za urwisko
to niebezpieczne
wiem

Rozpłaszczam glony
pozdrawiam rybitwy
zapadam się
pozostając na wierzchu

Drzewa wyrwane z korzeniami
zjadacze chleba o ciemnych oczach
nieodgadnione twarze

Grzbiety złamane bez piany

Niechcący ranię muszelki
dzieje się to co winno się dziać
czas ucieka razem z chmurami
bezkresna muzyka fal


Morze wciąż takie niespokojne
szkoda że nie mam nic dla łabędzi
 

Designed by Simply Fabulous Blogger Templates Tested by Blogger Templates